W tym przypadku angielskie przysłowie przetłumaczone na język polski, które brzmi dosłownie: "nie oceniaj książki po okładce" sprawdza się idealnie, bo ta druga (jak widać na załączonym obrazku) jest strasznie kiczowata.
Fotografie wykonane przez autorkę, które są zamieszczone wewnątrz, także wołają o pomstę do nieba, gdyż występują jedynie w czerni i bieli, a to z pewnością odbiera im cały urok - szczególnie że znalazły się na kiepskiej jakości papierze, na jakim zostało wydrukowane to wydanie.
Jeśli chodzi o samą treść... "W dżungli samotności" jest czwartą w serii, tuż po "W dżungli życia", "W dżungli miłości" oraz "W dżungli niepewności", a przed "W dżungli podświadomości". Dwóch pierwszych nie czytałam, dwie ostatnie zamierzam dopiero przeczytać.
Powiem tak - myślę, że dla kogoś, kto nigdy nie zetknął się z jakąkolwiek formą terapii i nie jest zbytnio zainteresowany poznaniem siebie oraz pewnych schematów, według których żyje, w lekturze tej nie znajdzie nic dla siebie. Może być też tak, że jednak coś tam go zacznie uwierać i nad czymś się pochyli, zastanowi i przemyśli. Wtedy będzie bolało, bo pojawi się coś, co długo zostało spychane i odsuwane.
Dla tych, którzy lubią drążyć siebie i "grzebać" w swoim wnętrzu, książka zapewne nie będzie zbyt odkrywcza, gdyż to, o czym pisze autorka, nie jest dla nich niczym nowym. Może sposób "podania" się różni, może kwestia nazewnictwa i ubierania w słowa jest inna. Sama treść jednakże na pewno nie zaskoczy.
Dobrze mi się czytało słowa Beaty Pawlikowskiej. W wielu miejscach uśmiechałam się do siebie, bo miałam wrażenie, że już gdzieś to wszystko słyszałam i skądś to znam. Bo tak jest. W końcu na coś przydało się kilka lat terapii oraz zainteresowanie psychologią.
Były też chwile zadumy i refleksji. Już nie nad sobą, ale nad konkretnymi ludźmi, w których dostrzegam całą masę zachowań opisanych w książce - nad rodzicami, znajomymi, koleżankami. Upewniłam się, że choć nie wiem jak bardzo bym chciała i starała się komukolwiek pomagać, nie zrobię nic na siłę i wbrew komuś. Niektórzy lubią być nieszczęśliwi. Ja już do tej grupy nie należę. Na szczęście.
Dla chętnych - link do jednego z czterdziestu trzech rozdziałów wyżej wymienionej lektury:
Rozdział 11 - Jak kochać siebie