Wrażenia świeżutkie jak ciepłe bułeczki z piekarni, gdyż właśnie dzisiaj skończyłam tę lekturę. Namówiła mnie na jej przeczytanie jedna z moich czytelniczek i blogerek, osoba bliska mi emocjonalnie w wielu kwestiach. Rozmawiałyśmy sobie kiedyś na Skype i podczas tej pogawędki usłyszałam, że za dużo czytam tych wszystkich psychologicznych, filozoficznych, poważnych książek. Skusiłam się więc na coś innego, idąc za radą kogoś, komu ufam. Czy żałuję?
Nie wiem kto i po co zmienia niejednokrotnie tytuły książek. Nie inaczej jest i w tym przypadku. Takie tłumaczenie wypacza bowiem sens i - czasem nawet - swoistą grę słów. Tyle w temacie "Zagubionej przeszłości".
Co do samej treści... Dorosła kobieta pewnego dnia dowiaduje się, że została porwana jako dziecko i że tak naprawdę nazywała się kiedyś całkiem inaczej. Porywaczem okazuje się być nie kto inny, jak jej rodzony ojciec. Z każdym rozdziałem dowiadujemy się czegoś nowego, co rzuca światło na znane do tej pory okoliczności. Każdy wnosi kolejne informacje, które wychodzą na jaw w trakcie sprawy sądowej.
Jodi Picoult napisała kilkanaście książek, z których większość została przetłumaczona na język polski. Nie wiem - może nie zaczęłam lektury od tej najlepszej pozycji w jej dorobku pisarskim. A może nie przepadam za tego typu literaturą, bo mam wrażenie, że każda kolejna książka jest tylko odcinaniem kuponów od poprzedniej? Oczywiście jest to wyłącznie moje odczucie. Jeśli czytaliście cokolwiek tej autorki, napiszcie jak było w Waszym przypadku.