Nie pamiętam jak trafiłam na tę książkę, ale doskonale pamiętam kiedy to było. Listopad 2006 roku - wtedy właśnie obecny Mąż "rozwiódł" się ze mną ostatecznie (tak myślałam, ale jak widać się myliłam), zostawiając mnie i wyjeżdżając do Anglii.
Miałam ogromne szczęście, że kupiłam tę pozycję w wersji rozszerzonej - stąd ten "Tryptyk" na okładce. Oprócz niego jest jeszcze Post-Epilog. Polecam właśnie ją - nie zdradzę dlaczego. Jak przeczytacie, zrozumiecie. Nieraz nie trzeba pewnych rzeczy tłumaczyć i wyjaśniać. Niech działa czas i emocje.
Czytałam tę książkę, płakałam i marzyłam o takim facecie, jak Jakub. Teraz wiem, że takich ludzi nie ma w realnym życiu. On jest połączeniem najlepszych i najpiękniejszych męskich cech, jakich życzyłaby sobie każda kobieta. Nic więc dziwnego, że ONA nie może mu się oprzeć. Chyba wiele z nas postąpiłoby tak samo...
Zaledwie kilka lat później w swoim Mężu (paradoksalnie) widzę kilka cech bohatera, choć w tamtym czasie wydawał mi się On być całkowitym przeciwieństwem Jakuba.
5 września 2011 roku minęło dziesięć lat od pierwszego wydania tej książki. Wczoraj - z tej okazji - oglądałam w internecie transmisję ze spotkania autora z czytelnikami w warszawskim Teatrze "Och", który prowadziła Dorota Wellman. Fragmenty powieści czytał Paweł Deląg, Sonia Bohosiewicz i sam Janusz Leon Wiśniewski - spontanicznie poproszony o to przez jednego z internautów.
Wybór dzisiejszej lektury stał się oczywisty w świetle wczorajszego wydarzenia i emocji sprzed lat, które wróciły...
Obejrzałam film, zrealizowany na podstawie książki, który - po jej wcześniejszym przeczytaniu - wydał mi się spłycony i zupełnie pozbawiony tego klimatu, jaki jest na kartach powieści. Plus klasycznie zmienione zakończenie, które pozostawiam bez komentarza. Na uwagę zasługuje natomiast fantastyczna ścieżka dźwiękowa, której kompozytorem jest Ketil Bjornstad. Zaryzykuję stwierdzenie, że to ona uratowała ten film. Takie jest moje zdanie. Zresztą posłuchajcie sami tego utworu: